niedziela, 24 września 2017

Brak wiary w lekarzy

Żyjemy w czasach, w których każdy uważa się za eksperta. Wystarczy, że przeczyta coś w Internecie i już mu się wydaje, że wie wszystko na dany temat. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo jest to zgubne.

Dlaczego podważamy autorytet lekarzy? Czemu uważamy się za mądrzejszych? 

No cóż, jak ktoś mi powie, że lekarz gada głupoty i się nie zna na leczeniu to chce mi się śmiać. Jakby nie patrzeć w jakimś celu studia medyczne są niezwykle trudne i wymagające. 
Oczywiście zdarzają się lekarze, którzy są nieco "zacofani" i nie znają najnowszych wytycznych, ale co za problem iść do lekarza, który tą aktualną wiedzę posiada.

Mamuśki się nakręcają nawzajem. 

Kiedy czasami przeglądam różne grupy dla mamusiek to włosy stają mi dęba. 
Dokładnie pamiętam jedną sytuację jak Pani się ze mną wykłócała, że WSZYSTKO da się wyleczyć naturalnymi sposobami. No niby okej, naturalne sposoby są moim zdaniem w porządku, ale jako wspomaganie przy normalnym leczeniu. Jedyne co można leczyć naturalnie to przeziębienie. 

"Niepotrzebny" rozwój medycyny?

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat medycyna rozwija się w na prawdę szybkim tempie. Wiele chorób, które kiedyś uznawane były za nieuleczalne można teraz z powodzeniem leczyć. Nie rozumiem czemu niektórzy chcą się cofnąć do epoki kamienia łupanego.
A szczepienia? Temat tak kontrowersyjny, że poruszając go wśród niektórych osób można zostać zjedzonym. Dzięki szczepionkom wyeliminowaliśmy z naszego społeczeństwa wiele śmiertelnych, lub po prostu groźnych chorób. A teraz ludzie nagle przestają się szczepić, bo ktoś "przypisał" sobie, że jego dziecko zachorowało na autyzm z powodu szczepionki. A jak wiadomo autyzm jest chorobą genetyczną, a na geny szczepionki nie wpływają. Oczywiście zdarzają się niepożądane odczyny poszczepienne, ale moim zdaniem groźniejsze są te choroby, przed którymi chronią nas szczepienia.

Włącz myślenie i zdrowy rozsądek.

Następnym razem gdy zechcesz podważyć autorytet lekarza zastanów się czy na pewno masz od niego większą wiedzę. Ja na przykład nie mam, więc słucham ludzi mądrzejszych ode mnie :)


wtorek, 19 września 2017

Jak przygotowaliśmy Krzysia na pojawienie się młodszego brata

Że jestem w drugiej ciąży dowiedziałam się dzień przed drugimi urodzinami Krzysia. Była to ogromna radość, ale w zasadzie wcześniej nie zastanawialiśmy się jak powiemy o tym naszemu starszemu synkowi. 

W pierwszym momencie chciałam mu powiedzieć od razu. Ale czy to byłoby dobre? To był dopiero 6 tydzień ciąży, a jak wiadomo na takim etapie jeszcze wszystko może się stać i zdarzają się poronienia. Więc stwierdziliśmy, że powiemy mu to później.
Gdy miałam już lekko widoczny brzuszek postanowiłam, że to najwyższy czas. Tylko jak wyjaśnić dwulatkowi, że mama ma w brzuchu dziecko?


Podeszłam do tematu spontanicznie. Wzięłam synka na kolana i pokazując na swój brzuch zaczęłam mu opowiadać, że tam rośnie mała dzidzia, która za kilka miesięcy wyjedzie z brzuszka i będzie z nami. Krzysio powiedział, że rozumie, ale dla mnie jasne było, że nic tak naprawdę nie rozumie. Średnio raz na dwa, trzy dni przypominaliśmy mu, że w brzuszku siedzi jego braciszek, z którym będzie mógł się bawić. Najbardziej chyba ucieszył go fakt, że będą razem jeździć na sankach ;) 
Opowiadaliśmy mu też, że jego brat będzie bardzo malutki i nie będzie umiał nawet siedzieć ani mówić. Było to dla Krzysia dziwne, ale cały czas udawał, że on to wszystko rozumie.


Gdy przyszła paczka z rzeczami dla Piotrusia to Krzysio cały czas układał pieluchy flanelowe i mówił, że on będzie nimi przykrywał brata. Już wtedy czułam, że będzie dobrze.


Najgorzej było jak miałam iść do szpitala rodzić. Było to dla mnie ciężkie, bo nigdy go nie zostawiałam na dłużej niż jeden dzień. 
Odebrać mnie ze szpitala przyjechali oboje- Patryk i Krzysio. Mój synek wszedł do sali i nie wiedział co powiedzieć i jak się zachować. Był zszokowany, więc zaczęliśmy mu tłumaczyć, że to jest braciszek, ten który był u mamy w brzuchu. Pokazałam mu, że nie mam już brzucha. Zrozumiał. Tak to przynajmniej wyglądało, bo od tamtego momentu jego miłość do Piotrusia widać na każdym kroku. Już wychodząc ze szpitala niósł razem z tatą fotelik z Piotrusiem i pilnował go podczas jazdy samochodem do domu. 

Pierwsze zdjęcie razem :)

Do dziś chętnie się przytulają, a Krzysio pomaga przy myciu młodszego brata. Prawie zawsze chce też prowadzić wózek. Nie widać w tym zachowaniu zazdrości, choć czasami widzę smutek w jego oczach gdy nie mogę się z nim pobawić bo akurat karmię. 
Wydaje mi się, że dobrze nam wyszło to przygotowanie starszego syna na pojawienie się rodzeństwa. A jak to było u Was? Piszcie koniecznie w komentarzach :)




środa, 13 września 2017

Boisz się? Bo ja bardzo..

Strach w zasadzie towarzyszy nam na codzień. Jak to mówią: "Nie boi się tylko głupi". Coś w tym musi być. Strach jest naturalnym odruchem obronnym organizmu, który chroni nas przed wieloma ryzykownymi zachowaniami. Jednym słowem nie daje nam zrobić sobie krzywdy. Ale co jeśli strach zaczyna rządzić twoim życiem?

Zanim jeszcze zostałam mamą bałam się jakiś głupot, czyli pająków, ciemności lub wysokości. No okej, może to nie są do końca takie głupoty, ale da się z tym normalnie żyć o ile unika się sytuacji powodujących ten strach. 
Ale wszystko zmieniło się gdy zaszłam w ciążę. Jedna z pierwszych myśli, zaraz po: "co ja teraz zrobię, rodzice mnie zabiją", to było "czy moje maleństwo jest zdrowe?"
W miarę rosnącego brzucha ten strach we mnie narastał, każde kłucie w brzuchu, jakikolwiek ból powodował we mnie paniczny lęk, że coś się dzieje z moim nienarodzonym dzieckiem. Pomimo, że na każdej wizycie pani doktor zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku, że Krzysio rośnie i jego serduszko bije szybko i rytmicznie, to ja i tak się bałam. Co rano budził mnie strach i ze strachem usypiałam.
A dzień pierwszego porodu? To była masakra. Cały czas płakałam, ale nie ze wzruszenia, znaczy no może trochę też, ale głównie była to panika. Pamiętam jak leżałam na stole operacyjnym i powiedzieli mi, że zaczynają mnie ciąć. W myślach błagałam, aby mój synek zapłakał. Gdy to się stało poczułam ulgę, ale nie na długo. Było mi strasznie słabo i czułam się fatalnie, zaczęłam się obawiać, że może coś jednak idzie nie tak i mój dopiero co narodzony książę zostanie bez mamy. Co by z nim wtedy było? Na wspomnienie tamtego natłoku myśli znów zachciało mi się płakać.
Podobnie było przy drugim cesarskim cięciu. Powinno być lepiej, bo niby już wiedziałam co i jak. A skąd.. Było wręcz gorzej, bo przez chwilę myślałam, że mdleje i nie mogłam oddychać. Znowu dopadła mnie myśl, że moje dzieci zostaną bez matki.
Codziennie myślę o tym, czy moje dzieci są zdrowe, czy nie zachorują, czy Krzysiowi w przedszkolu nie dzieje się krzywda, czy nikt się tam nad nim nie znęca. I choć wiem, że te wszystkie lęki są irracjonalne to one rządzą moim życiem. To straszne, ale prawdziwe...



czwartek, 7 września 2017

Zrób to sam, czyli świetny sposób na powieszenie zdjęć

Chcesz powiesić na ścianie większą ilość zdjęć, ale znudziły Ci się ramki? Szukasz czegoś innego? Mam super sposób, który wygląda ładnie i efektownie, a dodatkowo jest bardzo tani i prosty w wykonaniu.

Co będzie potrzebne?

1) Sznurek
2) Drewniane spinacze do prania
3) Haczyki, bądź zwykłe gwoździe
4) Wydrukowane zdjęcia






Co trzeba zrobić?

1) Robimy w ścianie dziury i wkładamy w nie haczyki, lub gwoździe.
2) Pomiędzy nimi wieszamy nasz sznurek.
3) Do sznurka spinaczami przypinamy wydrukowane wcześniej zdjęcia.
4) I gotowe!




Czyż to nie jest proste? A efekt jest naprawdę super :)