sobota, 23 grudnia 2017

Kiedy magia świąt gdzieś ucieka...

Zapewne mało osób tak ma, a już na pewno bardzo mało osób się do tego głośno przyznaje. Święta nie są dla mnie jakimś wyjątkowym czasem i nie czuję tej całej "magii"...

Mała dziewczynka leży w łóżku, nie może zasnąć pomimo późnej już godziny. Jest 23 grudnia i zbliża się już północ. Dziewczynka nasłuchuje czy przypadkiem nie słychać Mikołaja wchodzącego do salonu z wielkim workiem prezentów. Jedyne co słyszy to jakieś szepty rodziców i szelest jakiegoś papieru lub folii. Najwidoczniej jeszcze nie poszli spać.
Mała blondyneczka budzi się z samego rana. W domu panuje absolutna cisza. Po cichutku przemyka niby do łazienki, a tak naprawdę chce zobaczyć czy pod choinką znalazły się już prezenty. O! Już są! A więc jednak musiała przespać ten czas kiedy Mikołaj tu był. Ehh jaki on mądry i sprytny, że zawsze wie, że dzieci już śpią. 
Do łazienki idzie jeszcze kilka razy żeby "przypadkiem" obudzić rodziców i młodszego brata. W końcu wstają. Razem z bratem dziewczynka biegnie pod choinkę i zaczyna się najpiękniejszy moment świąt. W paczkach są różne cudowności, o których marzyła. 
Później aż do wieczora nie działo się nic nadzwyczajnego. Wieczorem wizyta u jednej babci i dziadka. Znowu prezenty, jedzenie i szybka jazda samochodem do drugiej babci. No i analogicznie- prezenty i jedzenie. 
Następny dzień nie był już tak radosny. Dziewczynka obudziła się i wiedziała, że zaraz będzie bieganie i pośpieszne ubieranie się, aby iść do dziadków i znowu jeść. 
Kolejny dzień świąt zaczął się tak jak poprzedni z tą tylko różnicą, że dziewczynka pojechała z rodzicami do drugiej babci. A tak swoją drogą to dziewczynka była dość wybredna i siedzenie cały dzień przy stole było niezwykle męczące, bo nie było tam prawie nic co lubiłaby jeść.
I tak było co roku, aż do momentu gdy mała dziewczynka dowiedziała się w szkole, że Mikołaj nie istnieje. Wtedy te resztki magii uciekły i święta były jedynie jednym wielkim zamieszaniem...

Ta mała dziewczynka nieco dorosła i ma teraz 21 lat i swoją własną rodzinę. Czy jest lepiej? Moim zdaniem wręcz gorzej, bo nie wiem jak zrobić moim dzieciom magiczne święta. Nie mam zielonego pojęcia jak to ma wszystko wyglądać. Czy moje dzieci będą lubiły święta? Taką mam nadzieję. Bo dla mnie są tylko męczarnią.. 



wtorek, 12 grudnia 2017

Jestem taka sama jak moja matka

Zanim zostałam matką myślałam, że to nie możliwe. Myślałam, że będę inna. A tu go, niespodzianka. Ale czy to aby na pewno źle?

Pamiętam jak jako mocno zbuntowana nastolatka krzyczałam na moją mamę, że jej nienawidzę. Krzyczałam też, że ja będę lepszą matką niż ona. Krzyczałam, że moje dzieci nie będą miały tak źle jak miałam ja. 
I patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, to chce mi się jednocześnie śmiać i płakać. Zastanawiam się jak mogłam być taka okropna dla mojej kochanej mamy i jak mogłam jej mówić te wszystkie straszne rzeczy. Przepraszam mamo, wiem, że to czytasz :)
A śmiać mi się chce, bo mówiąc, że ja inaczej będę wychowywać swoje dzieci bardzo się myliłam. To naturalne, że z domu wynosimy pewne wzorce, więc również sposób wychowania dzieci. Z biegiem czasu widzę coraz więcej podobieństw w zachowaniu moim i mojej mamy kilkanaście lat temu. A co śmieszniejsze jak patrzę na zachowanie Krzysia to mam wrażenie, że widzę samą siebie z dzieciństwa. I to, że pamiętam jak moja mama zachowywała się w podobnych sytuacjach pomaga mi dopracować jej metody i poradzić sobie w kryzysowych sytuacjach. Gdyby nie to, to nie miałabym zielonego pojęcia co mam robić. 
Musiało minąć naprawdę dużo lat, abym stwierdziła, że moja mama wychowała mnie bardzo dobrze. Stwierdzam też, że była lepszą mamą niż ja. Ale pracuję nad tym każdego dnia :)


czwartek, 30 listopada 2017

Błędy wychowawcze, których przy drugim dziecku już nie popełnię

Każdy popełnia błędy. No jasne, pewnie, że tak. Ale wynieść z tego naukę to już nie takie proste. Ja zrozumiałam, wyciągnęłam wnioski i postanowiłam się tu przed wami wyspowiadać, tak dla czystego sumienia :)

Sama nie mogę teraz uwierzyć w to, że kiedyś nie pomyślałam, że jednak coś jest nie tak. Ale niestety wyrządziłam mojemu dziecu krzywdę. Co prawda nieświadomie, ale jednak...

Sadzanie dziecka niesiedzącego

Toż to zbrodnia i prawdziwa katorga dla kręgosłupa bobasa. No właśnie, a ja nieczego nieświadoma go sadzałam i obkładałam naokoło pluszakami, no bo przecież może się przewrócić. Szkoda gadać, mam tylko nadzieję, że jego plecy będą proste i nie będzie miał innych problemów.

Noszenie w wisiadle

No okej, nosiłam go może z pięć razy po kilka minut, ale jednak. Całe szczęście wisiadło jest strasznie niewygodne i od razu bolały mnie plecy. 

Nauka chodzenia w butach

I tu znowu byłam niedouczona i myślałam, że dla dziecka wykonującego pierwsze kroki łatwiej i lepiej będzie w butach. Niestety jak się okazuje, dla takiego dziecka najlepiej jest aby było boso, bo wtedy ma najlepszy kontakt z podłożem i uczy się samodzielnie rozkładać ciężar ciała na stopie.

Oglądanie bajek

No i pisząc ten punkt jednak boję się, że przy Piotrusiu tego nie uniknę. Nie jestem typem tej mega kreatywnej i szalonej matki, która na każdy dzień roku ma wymyśloną nową rozwijającą zabawę. Dlatego też niestety Krzysio ogląda dość sporo bajek, głównie wtedy gdy zostaję z chłopakami sama, bo po prostu ciężko bawić się z jednym i jednocześnie zajmować drugim.

Dokarmianie mlekiem modyfikowanym bez wyraźnej potrzeby

Krzysia karmiłam piersią około 1,5 roku, ale gdy miał 5 miesięcy nastąpił kryzys laktacyjny i karmiłam go moim mlekiem, ale z butelki. Spowodowało to zmniejszenie się ilości pokarmu i zmusiło mnie do podania mleka modyfikowanego. Mieszankę pił tylko raz, lub dwa razy dziennie przez kilka miesięcy, bo później znowu udało się go przestawić na samą pierś. Dziś już wiem, że prawdopodobnie wystarczyło tylko dać na luz i przetrwać kryzys.

A Ty? Jakie błędy w wychowaniu swoich dzieci popełniłaś? 





piątek, 17 listopada 2017

Przegrałam

A mówiłam, że tym razem się nie dam, że w tym roku będzie inaczej, że się nie poddam. A to dopiero początek, a ja już mam dość. 

Tak znowu będę narzekać. Jeśli czytasz mnie regularnie to wiesz, że taka już jestem. Nic nowego. 
Powiem wam szczerze, że ostatnio straciłam wenę do wszystkiego. Nie chce mi się nic. Najchętniej przeleżałabym cały dzień owinięta szczelnie kołdrą, niczym gąsiennica w kokonie. Ale nieee... mam przecież dwójkę dzieci i jakieś tam obowiązki, które podobno muszę wykonać. Serio? "Nikt nie będzie mi rozkazywał"- buntuje się we mnie moje wewnętrzne "ja", ale choćbym przeprowadziła protest i przeszła z  transparentem ulicami miasta, to i tak by nic nie zmieniło, a dodatkowo ludzie wzięli by mnie za wariatkę, którą możliwe, że jestem, ale dobrze się kamufluję.
O czym to ja... a no tak, lenistwo i jesienna depresja dają mi się we znaki. Ostatnio straciłam nawet chęć do pisania tutaj i nagrywania instastory. A dodatkowo to między innymi dlatego, że pomimo, że trochę osób te wypociny czyta, to odzew jest mały. Mało komentarzy i skąd ja mam wiedzieć czy to co piszę jest okej, czy raczej takie słabe? No właśnie, więc jeśli lubisz czytać moje przemyślenia to zostaw po sobie jakiś ślad żebym wiedziała co zmienić, co poprawić, a co jest dobrze. 
A no i jeszcze tak odnośnie tej jesieni i zimy... Może by tak zapaść w sen zimowy? Uważam, że to mogłoby być idealne rozwiązanie. Szkoda, że tak się nie da... 
Dobra, ponarzekałam sobie to teraz spadam brać się za robotę, bo pranie samo się nie wstawi, a i obiad raczej nie ma zdolności do samougotowania się. :)




wtorek, 7 listopada 2017

Dlaczego nie lubię jesieni?

Jesień. Jak dla mnie jest zbyt często, bo co roku, a to zdecydowane przegięcie. Co w niej fajnego? Nie mam pojęcia...

Na samym początku pozdrawiam serdecznie wszystkich fanów jesieni, jeśli tacy w ogóle istnieją. 
Owszem, na zdjęciach to wszystko wygląda mega pięknie. Wszędzie różnokolorowe liście, piękne słońce i tak dalej. Zresztą wiesz o co mi chodzi. No zgadzam się, że co jakiś czas trafi się dzień, że jest naprawdę ciepło i ładnie, ale to tylko wyjątki.
Zazwyczaj wygląda to po prostu tak, że jest zimno, pada deszcz i wszędzie leżą przygniłe liście, które spadły już z drzew. No i te łyse drzewa...
A to, że tak szybko robi się ciemno? Nie dołuje Cię to, serio? Bo mnie tak. Wstajesz- jest ciemno, po południu- jest ciemno. Przez niedobór słońca dostaję depresji. Siedzę zdołowana i piszę właśnie takie teksty jak ten, lub po prostu zastanawiam się nad sensem istnienia. 
No i mając dzieci najbardziej przeraża mnie chorowanie w okresie jesiennym. Co chwilę katarek, kaszelek, gorączka. Jeszcze o ile Krzysio jest już duży i na każdą tego typu dolegliwość są już leki, to gdy słyszę jak Piotruś kaszle to sama zaczynam się trząść. Taki mały glutek nie może stosować prawie żadnych leków. No chyba, że już jest bardzo chory to wtedy antybiotyk...
Mam też wrażenie, że na jesieni jestem gorszą matką, bo nie chce mi się bawić z dziećmi, a wyjście na spacer graniczy z cudem. Żeby nie było, że to ja jestem taka niedobra, to trzeba zrzucić, że to wina jesieni :D
No i jak? Jest tu ktoś kto naprawdę lubi tą jesień? Ale nie tylko gdy jest ładnie, tylko w te brzydkie dni też. 😃



czwartek, 26 października 2017

Brudny dom- szczęśliwe dzieci

Mało kto lubi sprzątać, a sprzątanie gdy ma się dzieci to niemalże syzyfowa praca. Bałagan jest cały czas. A nawet gdy jest posprzątane to nie na długo. Brzmi znajomo?

Gdy ma się dzieci to nie jest łatwo utrzymać porządek. Istnieją legendy, że komuś się to kiedyś udało, ale mi ciężko w to uwierzyć. 
Po pierwsze gdy pojawia się dziecko to w zastraszającym tempie przejmuje sobie przestrzeń, która dotychczas należała do nas.
Gdzie się nie obejrzysz są rzeczy dla tego małego łobuziaka. Łóżeczko, mata edukacyjna, bujaczek, fotelik, mata piankowa i tony zabawek. A to wszystko tylko gdy jest mały. Później jest jeszcze gorzej, bo pojawia się stolik do karmienia, większe łóżko, stolik do rysowania i zabawy, rowerek i jeszcze więcej zabawek. I ja przyznaję się szczerze, że mając dwoje dzieci to wszystko mnie przygniotło. Myślałam, że dam radę, że będzie czysto, ale nie. Przegrałam. A w efekcie mojej przegranej nie tylko wszędzie są dziecięce rzeczy, ale również moje i Patryka. Zmywarka czeka na załadowanie, zresztą chyba ze trzy razy będzie musiała prać żeby pozbyć się tej sterty. Suszarka z praniem suszy się już kolejny dzień, choć pranie jest już suche, a w łazience uzbierała się już kolejna kupka prania. Małe drobiazgi porzucone gdzieś na blacie, czekające na sprzatnięcie piętrzą się niebezpiecznie. I w tym wszystkim my...



Nasze mamy umiały utrzymać porządek pomimo wszystko. A czemu my nie umiemy? 
Bo kiedyś porządek to był priorytet. Nieważne, że dziecko zajmowało się same sobą, a mama zapieprzała cały dzień. Ważne, że był porządek.



A teraz, my matki XXI wieku wolimy zajmować się dziećmi i to jest naszym priorytetem. 
I ja uważam, że to bardzo dobrze. Nasze dzieci dzieciństwo mają tylko raz i czas, który możemy im poświęcić jest nieubłagany i biegnie z prędkością sprintera. I choć moja mama poświęcała mi w dzieciństwie naprawdę dużo czasu, z tego co pamiętam to nawet więcej niż ja moim chłopcom, to mimo to zapamiętałam, że mama ciągle biegała ze ścierką i latała na odkurzaczu. Wiecznie była smutna, sfrustrowana i zmęczona, bo nigdy nie da się zachować idealnego porządku przy dwójce dzieci. 



Ja dodatkowo jestem leniwa. Nie chce mi się. Najzwyczajniej w świecie. Ale mam takie coś, że jak już wpadnę w wir sprzątania to nic mnie z niego nie wyrwie i sprzątam tak długo, aż będzie błysk. 
A godzinę później patrzę przerażona, bo na nowo zasypuje nas lawina rzeczy... to chyba wszystko wina tego konsumpcjonizmu... mamy stanowczo za dużo rzeczy. No bo przecież ktoś musi być winny ;)
I jeśli spodziewacie się jakiejś złotej rady jak utrzymać porządek to nie do mnie. Pooglądajcie sobie perfekcyjną panią domu, albo spytajcie mojej mamy :D 

piątek, 20 października 2017

Krzysio ma już trzy lata

Pamiętam jakby to było wczoraj. Dopiero co się dowiedziałam, że jestem w ciąży. Dopiero co urodziłam, a on tak szybko rośnie...

20.10.2014 rok. To właśnie tego dnia rano o 9:45 na świat przyszedł Krzysio. Zmienił moje życie i to bardzo. I od kiedy się urodził to czas nie biegnie normalnie, ale jakimś mega przyspieszonym trybem. Pamiętam jego pierwsze słowa, pierwsze ząbki, pierwsze kroki.
To wszystko było tak jakby wczoraj.
Jestem taka szczęśliwa, że mam takiego synka. Jest naprawdę wspaniały, wrażliwy, opiekuńczy i kochany. Wyrośnie z niego cudowny facet ;) jestem dumna, że jestem jego mamą.
A teraz zapraszam was do obejrzenia kilku super fotek Krzysia :)











niedziela, 15 października 2017

Minął rok

Rok to niby długo, ale jakby patrzeć w porównaniu do całego życia to zaledwie malutki ułamek tego co nas spotka. Ostatni rok był dla mnie niesamowity i mogę śmiało powiedzieć, że najszcześliwszy jak do tej pory.

Jak spora część z was wie, dokładnie rok temu, czyli 15 października 2016 roku zostałam Panią Waleszczak. To dokładnie tego dnia Patryk wypowiedział na oczach rodziny, przyjaciół i gości (mam dużo świadków, nie wyprze się :D) te magiczne słowa i został moim mężem. 



Stres zjadał mnie od rana, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Dodatkowo miałam zapalenie żołądka, więc nawet nie mogłam nic za bardzo zjeść, żeby nie paść z bólu przed ołtarzem. Na śniadanie więc był kalafior (ciążowa zachcianka, choć o ciąży jeszcze wtedy nie wiedziałam :D).



Później był dziki rajd po kosmetyczkach, fryzjerach. Mimo, że wyglądałam jak milion dolarów i połowa rodziny i znajomych mnie nie poznała nawet, to Patryk na mój widok powiedział: "o matko, jak Ty wygladasz?"...
Tak, dokładnie tak powiedział. Ja nie wiem jak on mógł, ale to zrobił. Nie lubi jak się maluję, ale no kurcze czy do własnego ślubu miałam iść bez makijażu? No sorry, ale nie ma opcji :D
Później wszystko działo się szybko, przyjechał kamerzysta, fotograf i zaczęło się przygotowywanie do najważniejszego dnia w naszym życiu. 



Gdy wsiadłam do długiej, białej limuzyny to czułam się jak księżniczka, a obok mnie siedział mój najprzystojniejszy książę. 



W kościele wielki stres, ale i sporo śmiechu, bo trafiliśmy na super księdza. Krzysio oczywiscie dał popis swoich umiejętności wokalnych i moja mama i Patryka tata musieli wyjść z nim z kościoła, no ale po co zapamiętywać te złe chwile ;)



Później przejazd na salę i pierwszy taniec. Przy moich zdolnościach tanecznych to szczytem odwagi było to, że się tam w ogóle pojawiłam, ale i tym razem Krzysio zechciał być w centrum uwagi i odtańczył breakdance na samym środku, więc nikt nie patrzył nawet na mnie :D
Całe wesele było udane, dużo tańca, zabaw i super atmosfera. 



A noc poślubna? ;) haha no co Wy, od razu poszliśmy spać i to na dodatek w bluzach, bo w tym pokoju było strasznie zimno ;) 





A jak minął nam cały rok? Spokojnie. Choć dużo się zmieniło, bo przeprowadziliśmy się i urodził się Piotruś. Mimo wszystko zawsze jesteśmy dla siebie wsparciem. Czasami po kłótni mam ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami, ale wiem, że za minutę już bym tęskniła. 
A czemu uważam, że nasz związek jest idealny? Bo jesteśmy dla siebie nie tylko mężem i żoną, ale również przyjaciółmi. :)









czwartek, 12 października 2017

Kilka moich marzeń

Marzenia. Czasem większe, czasem mniejsze, ale każdy je ma. Realizacja niektórych jest łatwa, a innych dużo trudniejsza i przepełniona przeszkodami. Mimo wszystko warto marzyć, bo to napędza nas do działania. 

Aby w życiu coś osiągnąć warto wyznaczyć sobie jasne cele, do których zamierzamy dążyć. Cel musi być możliwy do zrealizowania, ale też musi stanowić dla nas pewnego rodzaju wyzwanie. 
Chcecie wiedzieć o czym ja marzę? Zdradzę wam dziś tą tajemnicę :)

Prowadzić bloga.

To marzenia towarzyszyło mi już od ładnych paru lat i na początku tego roku postanowiłam je spełnić. Pisanie bloga nie jest takie proste jak się wydaje, ciężko jest zachęcić czytelników, aby czytali moje posty. Mimo, że póki co tego bloga czyta kilkadziesiąt osób to jest to motywujące. To dzięki wam mi się chce i wiem, że to co robię ma sens. Nawet nie wiecie jak jest mi miło gdy dostaję od was wiadomości, że nas uwielbiacie oglądać na instastory. To marzenie realizuję dzięki wam, bo bez was te moje wypociny nie miałyby sensu istnieć ;) uwielbiam was  :* 

Praca w domu.
To poniekąd wiąże się z marzeniem numer jeden. Bo gdyby udało mi się rozwinąć bloga na tyle żeby móc się z tego utrzymać to mogłabym pracować w domu i jednocześnie robić to co uwielbiam.
Dodatkowo jeszcze chciałabym żeby Patryk też nie musiał pracować, bo brakuje mi jego towarzystwa. Najchętniej spedzałabym z nim każdą wolną chwilę. Jestem od niego uzależniona, ale na odwyk nie pójdę :D

Podróż w jakieś piękne miejsce
Jeszcze nigdy nie byłam za granicą i jeszcze nigdy nie leciałam samolotem. Chciałabym polecieć w jakieś malownicze miejsce, coś typu Madera, lub Kreta. Może kiedyś? ;)

Własny dom.
Piękny dom, z podwórkiem, a najlepiej od razu z basenem i sauną :D
No dooobra, wystarczy mi po prostu ładny dom ;) nie będę wybrzydzać.

Przyszłość moich dzieci.
Każda matka chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Ja nie jestem w tym temacie inna. Pragnę aby w przyszłości coś osiągnęli, byli kimś, ale przede wszystkim żeby byli szczęśliwi.

Studia.
No dobra, przyznam wam się szczerze, że bez studiów czuję się niepełna... Zawsze wiedziałam, że skończę szkołę z bardzo dobrym wynikiem, później studia i dopiero będę kimś w życiu. Oczywiście nie mam nic do ludzi bez studiów i nie uważam ich za gorszych. Po prostu wiem, że moje możliwości są większe i stać mnie na to aby ukończyć studia. Narazie rozważam jaki kierunek byłby dla mnie odpowiedni, ale póki co nie mam pojęcia.

Keratynowe prostowanie włosów.
Może i bardzo przyziemne i samolubne marzenie, ale cóż. Chciałabym i zamierzam sobie niedługo zafundować taki zabieg. Narazie rozglądam się po okolicy gdzie i profesjonalnie można takie prostowanie zrobić. 

A to moje spełnienie marzeń. Moje dwa skarby :*


A wy? Jakie macie marzenia? Piszcie koniecznie ;)

czwartek, 5 października 2017

Jak to jest być nastoletnią mamą?

Około 20 tysięcy dzieci rocznie w Polsce jest urodzonych przez osoby niepełnoletnie. Zastanawialiście się kiedyś jak wygląda życie nastoletnich rodziców, oraz życie tego dziecka? Jak radzą sobie z natłokiem obowiązków i ciężarem odpowiedzialności, który nagle na nich spada?

Jestem jedną z nich

Sama zaszłam w ciążę gdy miałam 17 lat. W pierwszej chwili byłam przerażona. Nie wiedziałam co teraz zrobię. Skąd wezmę pieniądze na utrzymanie dziecka, jak skończę szkołę i wiele innych tego typu pytań pędziło mi po głowie. Z pomocą przyszli mi moi rodzice, którzy nawet przez moment nie pomyśleli o tym, że mogliby mi nie pomóc. Zawsze mogłam i nadal mogę na nich liczyć. Ale nie każda nastoletnia ciąża kończy się tak dobrze. 
Aby lepiej zgłębić temat i nie kierować się tylko tym co mi się wydaję, zapytałam kilkanaście młodych dziewczyn jaka była ich historia związana z zajściem w ciążę w tak młodym wieku.


W wieku 17 lat, około 7 miesiąc ciąży

Strach towarzyszył nam wszystkim

Otóż jak się pewnie domyślacie większość z nich była przerażona i zszokowana. Zazwyczaj był to strach taki sam jak u mnie, czyli jak sobie poradzić z dzieckiem i jak w tym wszystkim znaleźć czas na szkołę. 

Czy każda nastoletnia ciąża to "wpadka"?

Ale... przeczytałam również historie, w których dziewczyny mi pisały, że ich nastoletnia ciąża była planowana. Powiem szczerze, że był to dla mnie szok, ale pozwoliło mi to się chwilę zastanowić nad tym, czy w takim wieku można chcieć i być gotowym na posiadanie potomstwa. Choć przez chwilę mi się to wcale nie mieściło w głowie, to zrozumiałam, że niektóre młode kobiety faktycznie mogą być już gotowe na dzieci. Niektóre z nich przecież mają mężczyzn, którzy są w stanie utrzymać ich i dzieci, a dodatkowo pomóc im na tyle w opiece nad maleństwem, aby mogły skończyć szkołę. No więc skoro wszystko wydaje się poukładane to dlaczego mają nie spełniać swoich marzeń o posiadaniu dziecka? Ja na przykład świadomie nie zdecydowałabym się na dziecko w tym wieku, ale każdy ma prawo do swoich przekonań.
Tak czy inaczej, wpadka, czy nie to i tak dziecko jest cudem. :)


Krzysio, gdy jeszcze nie miał zębów ;)

Poród- wielki ból fizyczny i psychiczny 

O ile dojrzała kobieta decydująca się na dziecko jest w stanie teoretycznie przygotować się na ból towarzyszący przy porodzie, to młoda dziewczyna bardzo często nie posiada nawet wiedzy jak dokładnie poród wygląda. W takim przypadku lęk przed nieznanym jest dużo większy niż normalnie. 
No i jeszcze jedna sprawa, która mnie zaniepokoiła. Wiele z was pisało mi, że przy porodzie położne, jak i również lekarze rzucali do was obraźliwymi tekstami typu: "urodziłaś sobię lalkę", "dziecko, a już ma dziecko", "do łóżka to wiedziałaś jak iść, a urodzić nie umiesz?". To są niestety te bardziej kulturalne zwroty. Nie mieści mi się to w głowie, że można tak do kogoś powiedzieć. Położne są przecież od tego, aby pomagać przy porodzie i być oparciem dla rodzącej, tymczasem sypiąc takimi tekstami wręcz przeszkadzały dołując te biedne dziewczyny.

Facet przy porodzie

Niektórzy partnerzy byli z tymi kobietami gdy ich dziecko przychodziło na świat, ale niestety zdecydowana większość się "wymigała" od tego. Zauważyłam pewną zależność. Jeśli mężczyzna jest starszy od swojej nastoletniej partnerki to chętniej przechodzi z nią razem przez poród, natomiast jeśli jest również nastolatkiem to nie chce tego widzieć. Podejrzewam, że Ci zazwyczaj młodzi chłopcy po prostu bali się widoku ich dziewczyny krzyczącej z bólu i widoku dziecka całego we krwi i śluzie. 
Na szczęście wiele dziewczyn mogło liczyć też na wsparcie mam, które były z kilkoma przy narodzinach ich dziecka.


Druga ciąża w wieku 20 lat

Uwięzione w domu

To co napiszę pewnie nie jest niczym zaskakującym, bo większość matek po urodzeniu dziecka odczuwa pewne uczucie uwięzienia we własnym domu. Ale możecie mi wierzyć lub nie, że nastolatki przeżywają to bardziej dotkliwie. 
Przed zajściem w ciążę mogły sobie wyjść kiedy chciały i gdzie chciały, a teraz? Jeśli uda się znaleźć kogoś kto jeden wieczór w tygodniu zajmie się dzieckiem to jest naprawdę ogromny sukces. W praktyce zazwyczaj udaję się to około raz w miesiącu. 
No i niestety zabawa na imprezie nie jest już taka super jak się ma dziecko, bo po prostu jest się już zbyt "dorosłą" na szaleństwo z rówieśnikami, bo oni jeszcze mają inne podejście do życia. 
A alkohol? Wiadomo, że przed osiemnastką tak czy inaczej nie powinno się pić, ale każdy wie jak jest. Młoda mama może o tym zapomnieć. No chyba, że lubi na kacu opiekować się dzieckiem następnego dnia, ale tego nie polecam ;)

Apel do młodych dziewczyn

Może zabrzmi banalnie i może słyszeliście już to milion razy, ale posiadanie dziecka to nie zabawa. Zastanówcie się zanim zrobicie o jeden krok za dużo. Skutki naszych poczynań zostają z nimi na całe życie. I choć większość nastolatek, które mają dzieci układa sobie jakoś życie, to pamiętajcie, że nie jest to proste i raczej nie warto komplikować go sobie na siłę ;)


Piotruś :)


niedziela, 24 września 2017

Brak wiary w lekarzy

Żyjemy w czasach, w których każdy uważa się za eksperta. Wystarczy, że przeczyta coś w Internecie i już mu się wydaje, że wie wszystko na dany temat. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo jest to zgubne.

Dlaczego podważamy autorytet lekarzy? Czemu uważamy się za mądrzejszych? 

No cóż, jak ktoś mi powie, że lekarz gada głupoty i się nie zna na leczeniu to chce mi się śmiać. Jakby nie patrzeć w jakimś celu studia medyczne są niezwykle trudne i wymagające. 
Oczywiście zdarzają się lekarze, którzy są nieco "zacofani" i nie znają najnowszych wytycznych, ale co za problem iść do lekarza, który tą aktualną wiedzę posiada.

Mamuśki się nakręcają nawzajem. 

Kiedy czasami przeglądam różne grupy dla mamusiek to włosy stają mi dęba. 
Dokładnie pamiętam jedną sytuację jak Pani się ze mną wykłócała, że WSZYSTKO da się wyleczyć naturalnymi sposobami. No niby okej, naturalne sposoby są moim zdaniem w porządku, ale jako wspomaganie przy normalnym leczeniu. Jedyne co można leczyć naturalnie to przeziębienie. 

"Niepotrzebny" rozwój medycyny?

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat medycyna rozwija się w na prawdę szybkim tempie. Wiele chorób, które kiedyś uznawane były za nieuleczalne można teraz z powodzeniem leczyć. Nie rozumiem czemu niektórzy chcą się cofnąć do epoki kamienia łupanego.
A szczepienia? Temat tak kontrowersyjny, że poruszając go wśród niektórych osób można zostać zjedzonym. Dzięki szczepionkom wyeliminowaliśmy z naszego społeczeństwa wiele śmiertelnych, lub po prostu groźnych chorób. A teraz ludzie nagle przestają się szczepić, bo ktoś "przypisał" sobie, że jego dziecko zachorowało na autyzm z powodu szczepionki. A jak wiadomo autyzm jest chorobą genetyczną, a na geny szczepionki nie wpływają. Oczywiście zdarzają się niepożądane odczyny poszczepienne, ale moim zdaniem groźniejsze są te choroby, przed którymi chronią nas szczepienia.

Włącz myślenie i zdrowy rozsądek.

Następnym razem gdy zechcesz podważyć autorytet lekarza zastanów się czy na pewno masz od niego większą wiedzę. Ja na przykład nie mam, więc słucham ludzi mądrzejszych ode mnie :)


wtorek, 19 września 2017

Jak przygotowaliśmy Krzysia na pojawienie się młodszego brata

Że jestem w drugiej ciąży dowiedziałam się dzień przed drugimi urodzinami Krzysia. Była to ogromna radość, ale w zasadzie wcześniej nie zastanawialiśmy się jak powiemy o tym naszemu starszemu synkowi. 

W pierwszym momencie chciałam mu powiedzieć od razu. Ale czy to byłoby dobre? To był dopiero 6 tydzień ciąży, a jak wiadomo na takim etapie jeszcze wszystko może się stać i zdarzają się poronienia. Więc stwierdziliśmy, że powiemy mu to później.
Gdy miałam już lekko widoczny brzuszek postanowiłam, że to najwyższy czas. Tylko jak wyjaśnić dwulatkowi, że mama ma w brzuchu dziecko?


Podeszłam do tematu spontanicznie. Wzięłam synka na kolana i pokazując na swój brzuch zaczęłam mu opowiadać, że tam rośnie mała dzidzia, która za kilka miesięcy wyjedzie z brzuszka i będzie z nami. Krzysio powiedział, że rozumie, ale dla mnie jasne było, że nic tak naprawdę nie rozumie. Średnio raz na dwa, trzy dni przypominaliśmy mu, że w brzuszku siedzi jego braciszek, z którym będzie mógł się bawić. Najbardziej chyba ucieszył go fakt, że będą razem jeździć na sankach ;) 
Opowiadaliśmy mu też, że jego brat będzie bardzo malutki i nie będzie umiał nawet siedzieć ani mówić. Było to dla Krzysia dziwne, ale cały czas udawał, że on to wszystko rozumie.


Gdy przyszła paczka z rzeczami dla Piotrusia to Krzysio cały czas układał pieluchy flanelowe i mówił, że on będzie nimi przykrywał brata. Już wtedy czułam, że będzie dobrze.


Najgorzej było jak miałam iść do szpitala rodzić. Było to dla mnie ciężkie, bo nigdy go nie zostawiałam na dłużej niż jeden dzień. 
Odebrać mnie ze szpitala przyjechali oboje- Patryk i Krzysio. Mój synek wszedł do sali i nie wiedział co powiedzieć i jak się zachować. Był zszokowany, więc zaczęliśmy mu tłumaczyć, że to jest braciszek, ten który był u mamy w brzuchu. Pokazałam mu, że nie mam już brzucha. Zrozumiał. Tak to przynajmniej wyglądało, bo od tamtego momentu jego miłość do Piotrusia widać na każdym kroku. Już wychodząc ze szpitala niósł razem z tatą fotelik z Piotrusiem i pilnował go podczas jazdy samochodem do domu. 

Pierwsze zdjęcie razem :)

Do dziś chętnie się przytulają, a Krzysio pomaga przy myciu młodszego brata. Prawie zawsze chce też prowadzić wózek. Nie widać w tym zachowaniu zazdrości, choć czasami widzę smutek w jego oczach gdy nie mogę się z nim pobawić bo akurat karmię. 
Wydaje mi się, że dobrze nam wyszło to przygotowanie starszego syna na pojawienie się rodzeństwa. A jak to było u Was? Piszcie koniecznie w komentarzach :)




środa, 13 września 2017

Boisz się? Bo ja bardzo..

Strach w zasadzie towarzyszy nam na codzień. Jak to mówią: "Nie boi się tylko głupi". Coś w tym musi być. Strach jest naturalnym odruchem obronnym organizmu, który chroni nas przed wieloma ryzykownymi zachowaniami. Jednym słowem nie daje nam zrobić sobie krzywdy. Ale co jeśli strach zaczyna rządzić twoim życiem?

Zanim jeszcze zostałam mamą bałam się jakiś głupot, czyli pająków, ciemności lub wysokości. No okej, może to nie są do końca takie głupoty, ale da się z tym normalnie żyć o ile unika się sytuacji powodujących ten strach. 
Ale wszystko zmieniło się gdy zaszłam w ciążę. Jedna z pierwszych myśli, zaraz po: "co ja teraz zrobię, rodzice mnie zabiją", to było "czy moje maleństwo jest zdrowe?"
W miarę rosnącego brzucha ten strach we mnie narastał, każde kłucie w brzuchu, jakikolwiek ból powodował we mnie paniczny lęk, że coś się dzieje z moim nienarodzonym dzieckiem. Pomimo, że na każdej wizycie pani doktor zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku, że Krzysio rośnie i jego serduszko bije szybko i rytmicznie, to ja i tak się bałam. Co rano budził mnie strach i ze strachem usypiałam.
A dzień pierwszego porodu? To była masakra. Cały czas płakałam, ale nie ze wzruszenia, znaczy no może trochę też, ale głównie była to panika. Pamiętam jak leżałam na stole operacyjnym i powiedzieli mi, że zaczynają mnie ciąć. W myślach błagałam, aby mój synek zapłakał. Gdy to się stało poczułam ulgę, ale nie na długo. Było mi strasznie słabo i czułam się fatalnie, zaczęłam się obawiać, że może coś jednak idzie nie tak i mój dopiero co narodzony książę zostanie bez mamy. Co by z nim wtedy było? Na wspomnienie tamtego natłoku myśli znów zachciało mi się płakać.
Podobnie było przy drugim cesarskim cięciu. Powinno być lepiej, bo niby już wiedziałam co i jak. A skąd.. Było wręcz gorzej, bo przez chwilę myślałam, że mdleje i nie mogłam oddychać. Znowu dopadła mnie myśl, że moje dzieci zostaną bez matki.
Codziennie myślę o tym, czy moje dzieci są zdrowe, czy nie zachorują, czy Krzysiowi w przedszkolu nie dzieje się krzywda, czy nikt się tam nad nim nie znęca. I choć wiem, że te wszystkie lęki są irracjonalne to one rządzą moim życiem. To straszne, ale prawdziwe...



czwartek, 7 września 2017

Zrób to sam, czyli świetny sposób na powieszenie zdjęć

Chcesz powiesić na ścianie większą ilość zdjęć, ale znudziły Ci się ramki? Szukasz czegoś innego? Mam super sposób, który wygląda ładnie i efektownie, a dodatkowo jest bardzo tani i prosty w wykonaniu.

Co będzie potrzebne?

1) Sznurek
2) Drewniane spinacze do prania
3) Haczyki, bądź zwykłe gwoździe
4) Wydrukowane zdjęcia






Co trzeba zrobić?

1) Robimy w ścianie dziury i wkładamy w nie haczyki, lub gwoździe.
2) Pomiędzy nimi wieszamy nasz sznurek.
3) Do sznurka spinaczami przypinamy wydrukowane wcześniej zdjęcia.
4) I gotowe!




Czyż to nie jest proste? A efekt jest naprawdę super :)

wtorek, 29 sierpnia 2017

Jestem złą matką

Gdy zostajesz matką tracisz wolność i swobodę. Zostajesz zamknięta, związana i zakneblowana w domu. No bo przecież nie wypada Ci narzekać na to jak Ci jest ciężko i źle. Przecież tak nie wolno. Co by o Tobie pomyśleli inni?!

No więc jak to wszystko wygląda? A no właśnie tak, że rodzisz dziecko i masz wrażenie, że zostałaś z tym wszystkim sama. Całymi dniami tylko ty zajmujesz się dzieckiem, no bo przecież tatuś musi zarobić na utrzymanie was, a niemowlę to wieczne wydatki liczone w setkach złotych. Zresztą nawet jak już Twój partner wróci z pracy to i tak jest zmęczony i musi przecież odpocząć. 
On jest zmęczony, nie ma ochoty gadać bo cały dzień ludzie w pracy coś od niego chcieli i już się nagadał. A Ty za to nie masz do kogo otworzyć buzi i najchętniej byś nic innego nie robiła tylko rozmawiała. 
Oczywiście nie możesz być zmęczona, ani zła i smutna, bo tak nie wypada. To zakazane.
Wychodzisz na spacer i widzisz te wszystkie uśmiechnięte mamuśki, zadowolone z życia i stwierdzasz, że to najwidoczniej z Tobą jest coś nie tak, że to tylko Ty się nie nadajesz na rodzica. To wprowadza Cię w zamknięte koło, bo nakręcasz się coraz bardziej i zastanawiasz się czemu to spotyka tylko Ciebie. Przez te wszystkie myśli zaczynasz wręcz nienawidzić swojego dziecka. Zaczynasz mieć go dość. A po chwili już masz wyrzuty sumienia, że w ogóle tak pomyślałaś. 
Ale wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? Że każda z nas tak ma! Naprawdę. Każda ma lepsze i gorsze dni. I naprawdę każda z nas jest świetną matką. Nawet jeśli wydaje Ci się, że jest inaczej to nie daj się tym myślom. To tylko jest w twojej głowie. Bądź silna i szczęśliwa, bo nawet to co złe szybko minie. My mamy powinnyśmy trzymać się razem i nawzajem wspierać. Wszystkie potrzebujemy wsparcia i dobrego słowa ;)




wtorek, 22 sierpnia 2017

Terrorystki XXI wieku

Żyjemy w takich czasach gdzie każdy staje się ekspertem od różnych dziedzin życia. Szczególnie w internecie. Ciągle jesteśmy pouczane, a czasami wręcz gnębione i terroryzowane. A najbardziej przez kogo? Przez inne matki. 

Oj te matki... Wszystko wiemy najlepiej. I w sumie to prawda. Każda z nas wie co jest najlepsze dla jej dziecka, a co jest dla niego złe, bo posiadamy świetną intuicję. Ale o ile decydowanie o własnym dziecku jest w porządku to już próby "wychowywania" innych dzieci, lub nawet matek przez internet to już spora przesada. Dziś chciałabym skupić się na temacie karmienia niemowląt, ale nie piersią, a karmienia mlekiem modyfikowanym.

Oczywiście każdy wie i nie jest to żadną tajemnicą, że karmienie piersią co najmniej do 6 miesiąca życia dziecka jest najlepsze. To medyczny fakt.
Co jednak wtedy gdy z różnych powodów te kamienie nam nie wychodzi?

No właśnie, a jakie są główne powody przez które przestajemy karmić piersią i przechodzimy na mleko modyfikowane?

Przeprowadziłam mały wywiad wśród świeżo upieczonych mam w pewnej grupie na Facebooku. Ich historie są bardzo często smutne i niosą ze sobą wiele łez bezsilności i bólu. Karmienie piersią nie jest proste. 

Długo zbierałam się aby napisać ten wpis, bo temat nie jest łatwy, a wyjątkowo delikatny i nadal mam obawę, że kogoś może urazić to co piszę, choć broń Boże nie mam takiego zamiaru. Wręcz przeciwnie, chciałabym aby mamy karmiące mieszankami były wspierane i przestały być terroryzowane i na każdym kroku osądzane. 
Każdą mamę karmiąca mlekiem modyfikowanym podziwiam. Ze wszystkich strony są atakowane i krytykowane, ale za co? Nikt chyba nie zastanawia się czemu nie karmią piersią. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele. Historia każdej z tych kobiet jest inna. 

Najczęstszą przyczyną jest brak wsparcia zaraz po porodzie. Pokarm w piersiach nie pojawia się od razu, a po cesarskim cięciu może pojawić się dopiero po wielu dniach po urodzeniu dziecka. Młoda mama, szczególnie gdy jest to jej pierwsze dziecko jest zestresowana, maleństwo płacze, bo jest głodne, a ona zostaje z problemem sama. Bardzo możliwe, że gdyby w każdym szpitalu (w wielu tak na szczęście jest) do mam przychodził doradca laktacyjny wiele z nich nie poddałoby się w tej niezwykle trudnej walce. Ale realia są takie, że pielęgniarki aby nie słuchać krzyku dzieci przynoszą butelkę o wiele za szybko. Oczywiście rozumiem, że dziecko nie może być wiecznie głodne, ale aby pokarm się pojawił dziecko musi ssać bardzo dużo i prawidłowo. 

Często również sam noworodek nie umie poprawnie złapać piersi. Po długiej walce matka jest bezsilna i sama podaje mleko modyfikowane, aby dziecko nie cierpiało z głodu. Jest to oczywiste i jak najbardziej zrozumiałe. Przecież nikt nie chce być głodny..

Również kobiety, które rodzą już kolejne dziecko nie karmią go piersią, bo najzwyczajniej w świecie ciężko jest ogarnąć gromadkę, gdy niemowlak "wisi" na piersi 24 godziny na dobę. 

Nie rzadko również problemy zdrowotne i przyjmowane leki uniemożliwiają karmienie piersią. Niestety nie wszystko jesteśmy w stanie zaplanować i jak to mówią: "Choroba nie wybiera".

Wyobrażacie sobie wyciągnąć cyca w centrum miasta w parku pełnym ludzi? Tak, no to super. Ale nie dla każdej jest to sytuacja komfortowa, a wręcz wiele kobiet uważa to za niemożliwe, mają blokadę psychiczną i nie są w stanie tego zrobić. Z butelką jest wtedy dużo prościej.

Następnym powodem jest też mały przyrost masy ciała dzieci. Jeśli dziecko mało przybiera na piersi konieczne jest podanie mieszanki, aby najzwyczajniej w świecie nie zagłodzić maleństwa.

No i ostatni powód, aczkolwiek myślę, że najrzadszy to wygoda. Brak stresów, czy dziecko się najada, że pokarmu jest mało itp. Można wyjść w każdej chwili z domu.

Pamiętajcie, każda z nas jest najlepszą matką dla swojego dziecka. Nie jest ważne to jak urodziłaś ani jak karmisz. Ważne jest to, że się starasz i robisz wszystko co w Twojej mocy.
Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko :)

Zdjęcie zapożyczone z internetu




poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Gadżety dla najmłodszych- Szumisie

Niektórzy lekarze pierwsze tygodnie życia nazywają czwartym trymestrem ciąży. Według ich opinii należy wtedy noworodkowi zapewnić warunki zbliżone do warunków w łonie matki. A więc ciepło, otulenie oraz... szum. 

Dlaczego szum? Dziecko zanim jeszcze przyjdzie na świat jest przyzwyczajone do tego dźwięku. Cały czas słyszy szum przepływajacej w żyłach matki krwi, oraz bicie serca, które również jest nieco przytłumione i zbliżone do szumu.



Co oferują Szumisie? Posiadają aż 5 rodzajów szumu, w tym również dźwięk bicia serca! 
Po włączeniu szumi przez godzinę, następnie wycisza się, ale czuwa przez 12 godzin i zawarty w nim czujnik hałasu, włącza go ponownie na godzinę gdy tylko dziecko zaczyna się wiercić, marudzić lub płakać.



Dodatkowo Szumisie są po prostu mega śliczne. Występują w wielu rozmiarach, wzorach i kolorach zarówno dla chłopców jak i dla dziewczynek.
My naszego Szumisia dostaliśmy około miesiąca temu, czyli jak Piotruś miał już miesiąc.



I jak nasze wrażenia? Jest niezastąpiony! Już pierwszej nocy z szumiącym przyjacielem nasz synek spał o dwie godziny dłużej bez budzenia się. Aktuatnie gdy Piotruś jest zmęczony kładę go do łóżeczka, a Szumiś robi za mnie całą robotę. Maluszek po prostu usypia. Sam, bez żadnego bujania, noszenia i czegokolwiek innego. Wystarcza sam Szumiś. 


Jest to dla mnie chyba największe odkrycie mojego macierzyństwa i z czystym sercem polecam go każdemu rodzicowi małego dziecka. Szumisie działają cuda!





Szumisia kupicie TUTAJ ;)